-Hm, czemu nie. -Odpowiedziałam z uśmiechem na pyszczku.
-To chodźmy. -Uśmiechnął się tygrys.
Wstaliśmy z ziemi. Ezreal ruszył w lewą stronę wzdłuż rzeki a ja zaraz za nim. Szliśmy w ciszy. Powoli. Ezreal lekko kulał na łapę ale nic specjalnego mu raczej nie było. Jak On to powiedział ,,To tylko małe skaleczenie''. Małe, krwawe skaleczenie. Szybko mu się to zagoi. W końcu przerwałam tą ciszę
-A gdzie my tak w ogóle idziemy?
-Nie wiem, po prostu idźmy.
-Hm, jak chcesz. A mogę mówić do Ciebie Ez? Chyba się nie urazisz?
-Nie, czemu miał bym się urazić. Chyba pierwszy raz słyszę skrót od mojego rzadkiego imienia.
-U, czyli jestem kreatywna. -Zaśmiałam się.
-Zapewne tak.
I znowu cisza. Po prostu dalej szliśmy. Nawet być może nienawidzę sama spędzać czas czułam się tak... Nieswojo. Zwłaszcza przy Ez'ie. Aż przeszły mnie ciarki. Samiec spojrzał na mnie pytająco. Ja na to po prostu wzruszyłam ramionami. Po raz drugi postanowiłam przerwać tą ciszę.
-Może coś upolujemy? Teoretycznie już przedtem polowałam ale wyszło na to, że to ja byłam ofiarą moich łowów.
-Możemy. Osobiście jakimś mięskiem bym nie pogardził.
-Ja także. A proponujesz coś czy ja mam się na główkować?
<Ezreal? I chyba mogę mówić Ci Ez? Bo taki jest skrót od tego imienia, jak byś nie wiedział.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz