Po tym, gdy na pożegnanie dałem Dakocie pocałunek odszedłem do swego mieszkania, z głębokim uśmiechem na pysku.
*Jakiś tydzień później*
- Hej, śpiąca królewno ty moja... – szepnąłem czule do ucha leżącej Daki. – Wstajesz?
Samica wpierw otworzyła jedno oko, następnie drugie, po czym podniosła głowę i skierowała swoje spojrzenie na mnie. Uśmiechnęła się delikatnie.
- A czemu mnie budzisz? I co tu robisz? – spytała i zaśmiała się cicho. Uśmiechnąłem się do niej nonszalancko i po chwili odpowiedziałem głośniejszym tonem:
- Po pierwsze, wiem że nie spałaś. Po drugie – chciałem cię po prostu odwiedzić i porozmawiać z tobą.
- Yhy... – mruknęła.
- Chciałem się także upewnić... Eee.... No, czy z tobą wszystko w porządku. – dodałem i odwróciłem od niej na chwilę zakłopotany wzrok, aby potem ponownie go przenieść na tygrysicę. Uśmiechnęła się do mnie krzywo i przewróciła oczami.
- Jak widzisz żyję. O dziwo na mojej jaskini nie wylądował jakiś gigantyczny latający spodek i nie porwała mnie irytująca grupka kosmitów chcąc przekazać mnie swojemu kosmicznemu władcy i zrobić mi pranie mózgu. – podsumowała z ironią w głosie. Zaśmiałem się i spojrzałem jej centralnie w oczy.
- Dako, niespałaś... – stwierdziłem przybierając poważny ton głosu. Samica zmrużyła oczy, po czym odwróciła ode mnie swój łeb.
- Spałam, spałam, jasne, że spałam! – stwierdziła powoli, z niemal niedostrzegalną niepewnością w głosie, którą jednak ja zauważyłem. Ostrożnie objąłem jej ramiona swoją prawą łapą.
- Przecież widzę, że niespałaś dzisiejszej nocy. – powiedziałem pewnie. Dakota zwróciła głowę w moją stronę i chwilę w zupełnej ciszy przypatrywała się moim oczom.
- Dobra, masz mnie. – wymamrotała zrezygnowana i westchnęła głęboko, spuszczając przy tym wzrok. Z powrotem przysunąłem swoją kończynę do siebie, uwalniając Dakę z mego objęcia.
- Czemu nie spałaś, księżniczko? Możesz mi powiedzieć.
Tygrysica tylko lekko się skrzywiła i rzuciła mi przelotne spojrzenie.
- Po prostu miałam... Eee... Złą noc, i nie zasnęłam. Tyle.
- Yhm, taaa, jasne. Już ci wierzę.
- Daj spokój, zwyczajnie nie byłam senna.
- Skoro tak, to wygląda mi na to, iż senność straciłaś zupełnie już kilka dni wcześniej, ponieważ widzę że dawno nie spałaś. – powiedziałem i poważnie spojrzałem na samicę, z niepokojem w oczach. Martwiłem się o nią. Miałem zamiar za wszelką cenę dojść do tego, co było źródłem jej bezsenności. Pozostawało pytanie, czy mi się uda? Czy uda mi się dokonać tego cudu i wygrać z tą uporczywością Dakoty? Kiedy patrzyłem tak na to z tej perspektywy, zacząłem mieć poważne wątpliwości co do powodzenia próby wyciągnięcia od tej tygrysicy jakichś informacji...
Spojrzałem niepewnie na samicę. Ta zerknęła na mnie kątem oka i przenosząc wzrok przed siebie wstała ze swojego miejsca, podeszła do wyjścia z jaskini i wychynęła swój łeb poza próg groty. Rozejrzała się dookoła, po czym zawróciła i usiadła z powrotem w tym samym miejscu, obok mnie. Przyjrzałem jej się badawczo.
- Dakoto, nie musisz chyba przede mną niczego ukrywać, prawda? – spytałem. Odpowiedziała mi jedynie głucha cisza. Zrezygnowany wstałem i z głębokim westchnieniem powędrowałem w kierunku otworu jaskini. U jej progu stanąłem i odwróciłem łeb za siebie. Daka spojrzała na mnie, a ja oznajmiłem:
- Idę na mały spacer. Jakby coś, to będę się szwędał gdzieś w okolicach jaskini medycznej. – Od razu po tych słowach wymaszerowałem z jamy, kierując się mniej więcej tam, gdzie powiedziałem.
~*~
Z ogromną zaciętością przyglądałem się swemu odbiciu w tafli wody, bowiem chwilę przedtem tuż obok jaskini medycznej znalazłem mały staw.
Nagle do moich wyczulonych zmysłów węchu dopadł znajomy mi zapach, a po dłuższej chwili za swoimi plecami usłyszałem czyjeś kroki. Nadal się nie odwracałem i czekałem, aż znajome mi stworzenie tego samego gatunku co ja oświadczy mi o swej obecności. Wbiłem zatem wzrok w swoje łapy.
- Bu! – krzyknęła tygrysica, gwałtownie stawiając swoje przednie łapy na moim grzbiecie.
- Chciałaś mnie wziąć z zaskoczenia...? – Bardziej stwierdziłem, aniżeli zapytałem, wciąż utrzymując swoje spojrzenie wkute w moje kończyny.
- Chyba tak – zaśmiała się Dakota. – Lecz nie powiem, że mi się to do końca udało...
- A więc przyszłaś jednak do mnie, tak? – zmieniłem temat i westchnąłem. Samica klapnęła na ziemi, tuż obok mnie i bokiem się o mnie oparła.
Podniosłem swoje spojrzenie i kątem oka zerknąłem na Dakę.
- A i owszem. – potwierdziła. Nastała chwila ciszy. Każde z nas zapewne było myślami gdzie indziej, i ani ja, ani tygrysica nie mieliśmy odwagi rozpocząć dyskusji. Czyli najlepszym rozwiązaniem była błogosławiona cisza.
Wpatrywałem się w jakiś niewidoczny punkt między leśnymi drzewami, podczas gdy moja towarzyszka wtopiła swoje spojrzenie w taflę wody.
- Kayunie, czy gdybyś mógł... zostawił byś mnie tam w tej rzece? – odezwała się samica i zwróciła łeb w moją stronę, przyglądając mi się uważnie. Natychmiast odwróciłem swoją głowę w jej stronę. Nieco zdziwiło mnie to pytanie, jak i wprawiło w niezłe zakłopotanie. Spojrzałem jej wprost w oczy.
- Oczywiście, że nie zostawiłbym cię. Nigdy. Co ci w ogóle przyszło do głowy?
Tygrysica odwróciła ode mnie łeb i wpatrzyła się w oddal.
- Tak pytam. – wymamrotała. Zlustrowałem ją wzrokiem od łap po uszy, po czym skrzywiłem się niepewnie. "Oh, super. Brawo, Kay, rewelacja! Już lepszego zdania o tobie Dakota mieć nie mogła? Przecież widać, iż ci ogromnie nie ufa. Nawet nie jest pewna co do tego, czy ty ją uratowałeś bo na prawdę chciałeś, czy zrobiłeś to ze zwykłego przymusu." pomyślałem. "Kiedy ja bym jej nigdy nie zostawił w tej rzece! Czemu nie ma do mnie zaufania?" pytałem w myślach samego siebie.
<Daka?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz