Zamarłem w uścisku tygrysicy. Przed chwilą powiedziała to, co bardzo, bardzo pragnąłem w tej sytuacji usłyszeć.
Wybaczyła mi.
- Dakoto...
- Cii... – przerwała mi łamanym głosem. Spuściłem łeb, pozwalając by łza spadła na ziemię. – Słowa nie są potrzebne.
Westchnąłem głęboko i spojrzałem samicy w oczy.
- Naprawdę mi wybaczasz? Po tym, co ci zrobiłem? – zapytałem z nikłym niedowierzaniem.
- Wybaczam ci. Oczywiście. – potwierdziła i odkleiła się ode mnie, a jej wzrok zatrzymał się w moich oczach.
- Przepraszam... Nie miałem kontroli nad sobą... – załkałem ze szczerym żalem i spuściłem wzrok.
- Kay, spokojnie. Wszystko już jest okej, prawda? Razem dowiemy się, co ci się stało, skoro twierdzisz że nie miałeś nad sobą panowania. – zapewniła pospiesznie. Odwróciłem swoje spojrzenie na bok, unikając kontaktu wzrokowego z Dakotą. Nic nie odpowiedziałem.
- Dako, przepraszam... – wyjąkałem i zamknąłem z powrotem samicę w niedźwiedzim uścisku. Westchnąłem i znów spojrzałem jej głęboko w oczy.
- Nic się już nie stało, zapomnijmy o tym. – wydusiła, a ja wciąż nie odrywałem się od niej. Samica przewróciła oczami i uśmiechnęła się do mnie. Odwzajemniłem jej uśmiech. I był on zupełnie szczery.
<Daka? =3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz