- Kayun, debilu, ty postradałeś zmysły! – rzuciłem gniewnie do siebie, odwrócony do brzegu wody tyłem.
- Wcale że nie... Po prostu musiałem! – upierałem się, sam jednak do końca nie przekonany do tego, co przed chwilą uczyniłem.
- Idioto! Spójrz na siebie! – warknąłem i na własne polecenie zacząłem z niepokojem przyglądać się swemu futru, całkowicie przesiąkniętego wodą. Głośno połknąłem z przerażeniem swoją ślinę. Obejrzałem się przez ramię na nieprzytomnie leżącą tygrysicę, po czym moje spojrzenie znów powędrowało przed siebie.
- Przepraszam...? – do moich uszu dobiegł słaby głos samicy, po czym usłyszałem stłumiony kaszel. Gwałtownie odwróciłem się w stronę odgłosu i moim oczom ukazała się ta tygrysica starająca się wypluć z siebie wszystkie połknięte krople wody.
- Ej, spokojnie! – zbliżyłem się do nieznajomej.
- Kim jesteś...? – wpatrywała się we mnie.
- Kayun. – wymówiłem powoli. Wbiła we mnie swój wzrok jeszcze mocniej.
- Yyym... e, no... Dakota. – przedstawiła się jakoś mało oficjalnie. Zmarszczyłem brwi.
- Nic ci nie jest?
- Nie, a skąd? – zaprzeczyła pośpiesznie.
- Widzisz... byłem świadkiem tego, jak po potknięciu się o korzeń nieprzyjemnie runęłaś wprost w wodę. Więc pytam, czy nic ci się nie stało, bo to wyglądało na prawdę ostro. – wymamrotałem.
- To raczej ja bym chciała spytać ciebie, czy nic ci nie jest... – przerwała mierząc mnie badawczo wzrokiem. – gadałeś do samego siebie.
W jednej chwili poczułem ogarniające mnie, nieprzyjemne zmieszanie. Nie miałem pojęcia, że ona wszystko to słyszała...
<Dakota?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz