Wybraliśmy się na krótki spacer po terenach stada. Kiedy szliśmy było bardzo cicho, aż Kayun się odezwał.
- Too....Co dziś robiłaś? Zapytał
- A nic, jak zawsze coś upolowałam, napiłam się no i zaraz przyszłam do ciebie. Odpowiedziałam.
I Kay nic nie powiedział, więc poszliśmy sobie na ślubną polanę, teraz nie było tam, żadnego ślubu, więc mogliśmy tam przebywać. Usiedliśmy na ławce i tak rozmawialiśmy cały dzień. Niestety kiedyś w końcu musiałam on się skończyć i tak zastał wieczór. Dla mnie ten dzień strasznie szybko minął. Kayun nie wiedział, że na łące zakochanych o tej porze latają tam świetliki i poszliśmy tam.
- Widziałeś kiedyś świetliki? Zapytałam zaciekawiona
- Nie, a ty?
Wtedy podniosłam się i otarłam łapę o trawę, a z niej wyleciały pięknie święcące świetliki.
- Ojej jak pięknie! Krzyknął głośno Kayun
- Wiem, wiem. Odpowiedziałam z uśmiechem na pysku
- To chyba czas wracać prawda? Powiedział łagodnym głosem
- Masz racje chodźmy. Powiedziałam
W końcu kiedyś ten dzień musiał się zakończyć. Całą drogę przegadaliśmy o tym wieczorze. Tak doszliśmy do mojej jaskini. Kayun do mnie podszedł i pocałował mnie w policzek i poszedł.
<Kayun?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz