Nie potrafiłam zrozumieć tego wszystkiego no i dać mu do zrozumienia że nie wszyscy ludzie tacy są. Przykładem może być moja Christine która uratowała mnie i moich braci, gdyby nie ona pewnie byśmy zginęli. Jej rodzice byli i mam nadzieje że są bardzo dobrymi ludźmi, a ci co zniszczyli moje stado nie mieli rozumu. W końcu nie wiedzieli co robią, jak może się to skończyć. Pomyśleć że tak często jak moja pani oglądała telewizję to leciały te durne wiadomości których zwykle nie lubiłam lecz czasami mnie zaciekawiały. Co do wiadomości, słyszałam czasem że jest coraz mniej tygrysów, że przez ludzką głupotę Nasza rasa może wyginąć jak np. jakieś pojedyncze podgatunki. Tak, denerwowałam się wtedy bardzo słysząc takie rzeczy jednak Christine zawsze mnie uspakajała, co innego Armor King który zawsze wychodził wtedy z domu bez pozwolenia i biegał gdzie popadnie , uderzał w co popadnie by tylko rozładować swój gniew. Bo jego gniew nie poskromi ręka ludzka a jedynie wycieńczenie i walka z samym sobą. To wszystko przypomniało mi się od tak...choć wiedziałam że przez ludzi moje życie potoczyło się inaczej to nie miałam żadnej chęci zemsty. Nie wiem czemu, jedynie co Armor czasami wspominał iż ciągle o tym myśli i nie potrafi zapomnieć. Jednak chyba tutaj o to chodzi, nie zapominajmy o tych co odeszli z tego świata...mimo że odeszli w sposób tragiczny. Teraz mają spokój, nie muszą się męczyć na tym pełnym pułapek świecie, patrzą na Nas z góry dowodząc swoim stadem jak za życia. Tylko to stado jest dla wszystkich zmarłych tygrysów, które nie mają miejsca w niebie. Kiedy Noah wpatrywał się w moje tryskające zielenią oczy, ja wsłuchiwałam się w jego opowieść. To o to chodzi, on nie trafił na takich ludzi jak ja, teraz wiem że miałam szczęście w tamtej chwili. On nie przeżył to tak mało drastycznie jak ja, ja byłam wychowywana przez ludzi którzy na wszystko mi pozwalali i w dodatku pieścili mnie jak tylko mogli , oczywiście aż do czasu. A on był katowany przez ludzi, poniżany...trafił na osobnika rasy ludzkiej nazywanego: ,,Diabłem'' . Jak dla mnie najgorsze było to że nie pamiętał swoich rodziców, to nęka wiele osobników, jak ja się cieszę że pamiętam charakter i wygląd obojga rodziców. Mój ojciec był wielkim wojownikiem, dowódcą stada , zawsze wiedział co i jak i nikt mu nie podskakiwał. Nie wiem może za bardzo się go bali, bardzo twardo stąpał po ziemi jednak czasami gdy daliśmy mu spokój siedział przed wodospadem i wysłuchiwał wszystkich dzięków a czasami nawet śpiewał...Charakterem był bardzo podobny do Armor King'a, to pewnie dlatego odziedziczył po nim część imienia, tak mój ojciec zwał się Armor, jak dla mnie było to bardzo twarde imię. Był jednak dobrym ojcem, znajdywał dla Nas czas nawet wtedy gdy go nie miał. Za to go kochałam i nadal kocham, pocieszał w trudnych chwilach a gdy było trzeba bronił każdego przed losem , nawet wroga lub nieznajomego. Dlatego każdy kto go znał miał do niego wielki szacunek . A co do mojej mamusi, była delikatną i cichą osobą jednak w czasie zagrożenia potrafiła pokazać sporawe pazurki. Miała wielkie serce i dobrą gadane, była inteligentną samicą dlatego nie tylko była samicą Alfa ale też głównym strategiem. Mojej mamie nie była obca wojna i walki, ponieważ wywodziła się z rodu Aresa -był to mój pradziadek (po prostu miał tak na imię) , jak samo jego imię mówi był wojownikiem na wielką skalę, wygrywał każdą wojnę i nie wahał się poświęcić czyjegoś życia w wojnie. Był z lekka oschły , jednak zmarł śmiercią naturalną ze starości. Co do mojej mamy, miała na imię Melody, to imię bardzo mi się podobało...było takie piękne i wdzięczne. Kojarzyło mi się z muzyką, było to bardzo trafne imię dla mojej mamci. Kiedy zapadała noc ona nuciła nam piękne piosenki na dobranoc, miała wręcz niemożliwie uroczy głos. Jak anioł, który jest przy Tobie w dzień i w noc by Cię chronić od zła tego świata. Tak, taka było moja mama , pełna wdzięku i piękna, właśnie tak ją zapamiętałam i bardzo się z tego cieszę. Moje myśli ostatnio bardzo się rozwijały, ciągle o czymś myślałam, może nastały właśnie takie dni w których wspominamy swoich bliskich zmarłych i tamtejsze życie. A może tylko ja tak rozmyślam...Kiedy usłyszałam jak Noah był katowany przez Willa za młodu , zwiesiłam uszy. Musiał być to nienormalny człowiek, który nie miał serca...ale nawet najgorszym wrogom się wybacza. Nosiciel tygrysich futerek, już za to powinien siedzieć w więzieniu do końca życia, jednak skończył jako karma dla jednego z nich. Jakim prawem ten człowiek robił takie rzeczy i miał dostęp do zabijania naszej rasy, naszego gatunku. Może to o nim mówili wtedy w wiadomościach, może i on przyczynił się do stopniowego zanikania tygrysów. Rozumiem nienawiść tygrysa do tego człowieka, jednak jeśli go zabił to po co mści się na reszcie ludzkości? W końcu oni się do tego raczej nie przyczynili, Will zawinił swoją nieludzką postawą. Zabierając młode matką wykazał się wielkim idiotyzmem, już same matki tych tygrysków powinny mu wydrapać oczy i włożyć głęboko do gardła by widział jak inni rozdzierają go od środka. Jednak to też nie byłoby mądrą postawą, ludzie mają nad nami przewagę którą zwą ,,bronią'' , nie każdy jednak ją posiada. Ja na miejscu Noah'a zastanowiłabym się czy go zabić czy nie...a jeśli już miałabym to zrobić to...robiłabym to powoli. No oczywiście gdyby zależało mi na jego śmierci i cierpieniu, on zakończył to jednak w szybki sposób. Ale ta drżąca ręka może dowodzić o tym że posiadał jakiekolwiek uczucia i serce, lub bał się to zrobić. Wahał się, by wychowywał go dość brutalnie przez całe jego życie a później chciał go zabić. A co jeśli nie miał wyboru, a co jeśli był ktoś inny kto pociągał za sznurki. A Will był jego laleczką, która wykonywała jego rozkazy by nie zginąć. Wszystko jest teraz możliwe, ludzie zabijają innych by nie zostać zabitymi. Właściwie to słyszałam takie dziwne motto pewnego tygrysa: ,,Zjedz wszystkich zanim wszyscy zjedzą Ciebie. '' To okropne , ohydne i okrutne jednak z lekka to motto niosło za sobą prawdę. Taki jest Nasz świat, jesteśmy tylko laleczkami w rękach innych, laleczkami w racach Boga (Bogów). Jednak zdziwiło mnie też to że Will nie domknął kłódki , może chciał odejść w spokoju żeby po jakimś czasie Noah skapnął się i stąd uciekł, a może był po prostu zagubiony lub mało inteligenty. Tak, to prawda...miał dużo szczęścia . Bo pewnie gdyby go nie zabił, nie rozmawialibyśmy sobie teraz i...nie spotkalibyśmy się nigdy. Tak, nie poznałabym Noah'a i nie wpakowałabym się w kłopoty. Ma to dobre jak i złe strony, jednak nie zważam na te dobre. Bo , teraz jak tak myślę to nie wyobrażam sobie tej chwili w której by go nie było. Mimo to, na szczęście udało mu się ujść z życiem, z resztą tak samo jak mi. O mało co nie zabiłabym się z bratem spadając z góry, mieliśmy małe szanse na przeżycie, jednak nadzieja Nas nie opuściła , no i fart. Niestety szczęście ma to do siebie że jest przelotne. Jednak tamto szczęście to było co innego, on od zawsze walczył o swoje życie, aj tylko w dwóch momentach ....Nadal będę się dziwiła jak mógł sobie przysiądź że będzie się mścił na ludzkim gatunku, w końcu nie zabije wszystkich. A najgorsze jest zabijanie tych niewinnych, jeśli chodzi o zabijanie tych co przyczyniają się do wyginięcia tygrysów to z miłą chęcią takich by się dopadło, Armor King na 100% zgłosił by się na ochotnika. Ale żeby tak ludzi którzy nie mają pojęcia o co chodzi , tych którzy nie są w to wmieszani?! Jak można! Mimo wszystko co zrobił, w głębio duszy czułam że Noah miał wielkie serce...bo gdyby go nie miał nie uwolnił by tamtych tygrysów. Smutne i beznadziejne było to iż po prostu bał się mieć rodzinę. Mimo że pewnie już kogoś pokochał...bał się z nią być i mieć młode, bał się przedłużenia swojej lini rodowodowej co było dla mnie...naprawdę smutne. Chciał zaskoczyć ludzi, nie miał nic do stracenia, jedynie co to własne życie o które za bardzo nie dbał. Jednak wykazał się głupotą robiąc wszystko to co robili ludzie, mordował dorosłych, kobiety i dzieci co było dla mnie chore. Byłam jednocześnie na Niego wściekła, jak i współczułam mu ....chciałam już na niego warknąć , lecz kiedy zobaczyłam jak spuszcza głowę, uroniłam łzę która kapnęła na jego ucho , ponieważ się nad nim nachyliłam. Nie mogłam uwierzyć że był w stanie wymordować tyle dzieci i ogółem niewinnych ludzi , którzy nie mieli nic z tym wspólnego. Moje małe serduszko się miotało, nie wiedziałam co zrobić. Jednak wygrała wściekłość i niedowierzanie, ponieważ gdy tylko samiec podniósł łeb i spojrzał w moje oczy, walnęłam go łapą w pysk (niezbyt dotkliwie, ponieważ nie chciałam go skrzywdzić a dać jedynie do zrozumienia pewną rzecz) . Kiedy zorientował się co właśnie zrobiłam, dotknął swojego policzka łapą, otworzył pysk i spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Wcale mu się nie dziwię, bo samica która właśnie uroniła łzę słysząc jego historię z życia wziętą, jego przeszłość właśnie dała mu w pysk. Co do mojej wściekłości , te mieszane uczucia nieźle mnie zbulwersowały. Kiedy tak na mnie patrzył , popłakałam się i szybko przytuliłam go , wiedząc że moje zachowanie nie było zbyt przemyślane.
-Przepraszam, ale musiałam.....
Wyszeptałam, wtulona w jego futro, mimo wszystko on również mnie przytulił i to dość mocno, jakby nie chciał mnie puścić. Poczułam jego łzy... na mojej sierści. W końcu moment był łzawy.
<Noah, wiem że dołożyłam do pieca XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz