- Zaprowadzić się do alfy, czy sama trafisz? - powiedział obojętnie. Przewróciłam oczami. Kultura w sumie była, więc nie miałam się na co skarżyć.
- Lepiej, jakbyś mi pomógł tam dojść - stwierdziłam. - Znając życie zgubię się. Tym bardziej, że czuje tu za dużo zapachów i w ogóle - dodałam.
Kot wstał i się rozciągnął. Słyszałam przy tym cichy chrupot kości. Ziewnął, zrobił koci grzbiet, po czym mrugał oczami, aby całkowicie się ocknąć.
- Niech ci będzie - odparł i się otrzepał. - Chodź - rozkazał, a ja bez słowa ruszyłam za nim. Zniknęliśmy oboje w ciemności, aby wyjść na powierzchnie ziemi. A w rzeczywistości to opuścić jaskinie, w której początek drogi to tylko i wyłącznie mrok. Gdyby nie to, że nasze oczy się przyzwyczajają do ciemności, byśmy ciągle uderzali o jakieś stalagmity, stalagnaty, ściany, kamienie i takie tam.
- Którędy? - samiec wyznaczył kierunek, którym podążyliśmy bez dłuższej przerwy.
Szliśmy w ciszy. Oglądała tereny, przez które szliśmy. Najpierw była zwykła droga, a wokół niej łąka, na której rosła zielona trawa, oraz parę tak zwanych chwastów. Tutaj wiał chłodny wiatr, który przyjemnie muskał moją sierść. Szliśmy w kompletnej ciszy. Żadne z nas się nie odezwało. Jedynie gwizd wiatru i miażdżenie pod łapami piasku czy jakichś kruchych kamyczków nam towarzyszyło.
- To... - wyrównałam z nim kroku, gdyż wcześniej szłam z tyłu. - Długo już tu jesteś? - to było pierwsze pytanie, jakie przyszło mi do głowy.
<Noah?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz