Było to zwykłe popołudnie, nie różniło się ono niczym innym od pozostałych. Siedziałam z matką i braćmi nad rzeką otaczającą moje rodzinne tereny. Rodzicielka obserwowała nas jak beztrosko ganiamy za jakimiś owadami i próbujemy się nawzajem upolować. Uwielbialiśmy takie zabawy chyba jak każdy młody tygrys. Jednak tego dnia nam coś nie pasowało. Do naszych uszu dobiegały dziwne odgłosy. Nigdy wcześniej tego nie słyszeliśmy, zaciekawienie wzięło nad nami górę. Namówiłam brata aby sprawdzić co się tam dzieje. Ten mimo oporów uległ mi i zgodził się na wyprawę. Udało nam się uciec spod czujnego oka matki. Szczęśliwi jak nigdy ruszyliśmy w stronę źródła hałasu. Czuliśmy się wtedy niczym Bogowie. Wtedy mieliśmy wrażeni, że możemy wszystko i nic, ani nikt nie jest w stanie nas powstrzymać.
Na miejscu odkryliśmy coś czego nigdy nie zapomnę. Zatrzymaliśmy się na skraju lasu, szybko jednak cofnęliśmy się w gęstwinę krzaków. Pierwsze co ukazało się naszym oczom była pustka. Kiedyś ten teren był porośnięty gęstą roślinnością oraz drzewami. Teraz to miejsce było zupełnie puste. Rośliny zostały wdeptane w ziemię, a niegdyś potężne i stare drzewa leżały niczym gałązki obłamane przez wiatr z suszki. Pomiędzy którymi chodziły dziwne istoty. Sierść rosła im tylko na pyskach i górnych częściach łba, resztę ciała mieli gładkie. A odgłosy które nas tutaj sprowadziły wydawane były z tych dziwnych rzeczy przez które drzewa padały na ziemię. Stałam tam nie wiedząc co się dzieje. W pewnym momencie niektóre piekielne maszyny przestały działać, a dziwne zwierzęta zaczęły krzyczeć i biec w naszą stronę.
- Spadamy Tora. - Rzucił tylko mój brat.
Od razu zrobiłam to co polecił. Odwróciłam się i ruszyłam biegiem przed siebie. W tym momencie rozległ się przeraźliwy hałas. Odwróciłam łeb i... Wtedy działo się to jak w zwolnionym tempie. Widziałam jak młody samiec pada na ziemię i nie wstaje. Słyszałam tylko przyspieszone bicie mojego serca. Zawróciłam się, stanęłam nad ciałem mojego brata, z jego szyi leciała krew. Nie mogłam nic zrobić stałam tam tak i patrzyłam jak umiera. To były najgorsze chwile w moim życiu. Do racjonalnego myślenia przywrócił mnie kolejny huk. Ze łzami w oczach rzuciłam się do ucieczki. Chciałam tylko uciec od tego co się właśnie stało. Biegłam ile sił w łapach przed siebie...
***
- Nie! - Ryknęłam. Oddech mój był przyspieszony jakbym pokonała kilkanaście kilometrów biegiem. Nie pamiętam kiedy ostatni raz mi się to śniło. Znowu łudziłam się, że ucieknę od przeszłości ale niestety rzeczywistość jest bezlitosna.
Bez zbędnego rozczulania się nad tym co się stało ruszyłam dalej w drogę. Nie spieszyłam się zbyt mocno, przemierzałam las powolnym krokiem. Cały czas czułam wyraźnie obecność innych tygrysów. Łapy zaniosły mnie nad rzekę wokół której jest spora polana. Zatrzymałam się w cieniu drzew i uważnie zlustrowałam teren. Nie miałam wybitnej ochoty na zbędne konfrontacje z innymi przedstawicielami mojego gatunku. Odczekałam chwilę nim wyszłam z ukrycia. Cały czas jednak uważałam na to aby nikt mnie nie zauważył.
Po ugaszeniu pragnienia położyłam się w wysokiej trawie bardzo blisko wody. Chwilę wpatrywałam się w nurt. Im dłużej tam przebywałam tym większą ochotę miałam się zamoczyć. Chęć była na tyle mocna, że w końcu podniosłam się i powoli zaczęłam się zanurzać. Niestety ta chwila nie trwała długo. Do moich uszu dobiegły niepokojące dźwięki. Szybko wyszłam na brzeg i schowałam się w bujnej trawie. Jednak na niewiele mi się to zdało. Nieznajomy mnie wywęszył. Był coraz bliżej mnie, spięłam swoje ciało. Uciekać nie miałam zamiaru, nawet jeśli miałabym zginąć na miejscu. Nigdy nie bałam się swojej śmierci, więc dlaczego teraz miało być inaczej?
<Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz