- Jest tu wiele schodów wiodących do rozmaitych części zamku. - powiedział tajemniczy głos przepełniony aksamitem, dobiegający zza moich pleców. Brzmiał jakoś... dziwnie. Ten ktoś wyglądał na mężczyznę, ale głos miał, lub miała, jak kobieta. - Na przykład za tymi niewielkimi drzwiami w rogu znajdują się spiralne schody prowadzące do parapetu murów obronnych. Odkryjesz, że do niektórych miejsc wiedzie wiele różnych dróg, a do innych tylko jedna. Przypuszczam, że masz ogólne plany zamku, ale jeśli zechcesz obejrzeć bardziej szczegółowe, sugerowałbym odwiedzenie zamkowej biblioteki. - dodał głos, a ja momentalnie się obróciłem w jego stronę. Ujrzałem mnicha, którego beżowy kaptur starej sutanny zakrywał twarz. Wyglądał zupełnie jak ja. Cztery łapy, długi ogon, muskularna sylwetka... Ogółem wyglądał jak tygrys. Wzruszyłem ramionami i skierowałem się we wskazanym kierunku. Gdy dotarłem do drzwi zrobionych z drewna pchnęłam je. Nie były zamnkięte na klucz. Gdy wejrzałem do środka zobaczyłem imponującą bibliotekę z regałami sięgającymi aż do wysokiego sufitu i drabinkami przesuwającymi się na szynach, umożliwiającymi dotarcie do najwyżej stojących tomów. Po obu stronach sklepionego łukowo przejścia między regałami siedziały dwa wielkie drewniane gryfy strzegące dumnie najpiękniejszych książek jakie kiedykolwiek ktoś widział. Miękkie, skórzane okładki i pergaminowe stronice tych woluminów były niewiarygodnie dobrze zachowane. Te, które obejrzałem zawierały misternie wykaligrafowane teksty w wielu różnych językach oraz barwne ilustracje przedstawiające najrozmaitsze stwory - od mitologicznych stworzeń i miejsc po powszechne kwiaty i zioła. Gdy tylko przejrzałem ostatnią stronicę książki "Mitologiczne stworzenia" wszystkie pochodnie i świece zgasły, długie firany zaczęły szaleć, a zimny powiew wiatru wyrwał mi z łapy książkę. Podczas gdy tak wiał i wiał do biblioteki wszedł ów mnich. Pstryknął palcami i wszystkie świece momentalnie zajarzyły się żywym ogniem.
- Nie wiedziałeś, że tej książki nie można tykać? - powiedział mnich w starej sutannie zimnym głosem. Potem prześwidrował mnie wzrokiem i uniósł brew. - Wyglądasz znajomo, ale nie mogę sobie przypomnieć gdzie Cię widziałam...
- Jesteś dziewczyną? - spytałem z nutką zdziwienia w głosie. Wyglądała inaczej, ale po głosie to można było stwierdzić. Więc kompletnie nie wiem po co zapytałem.
- Nie przeszkadzaj. - machnęła łapą gwałtownie, że stara sutanna lekko uniosła się i mogłem zobaczyć jedno z jej złotych oczu. - Masz na imię Nosfetau, prawda tygrysie? - dodała zwracając do mnie swoją głowę. Pokiwałem głową, a potem mnie olśniło. Skoro ona mnie zna to ja też muszę ją znać. A jedyną osobą, którą znałem, która ma złote oczy to...
- A powiesz mi jak masz na imię, tygrysico? - spytałem by się upewnić czy to na prawdę ta osoba, o której myślę dnie i noce, którą kochałem, a może nadal kocham... Istota wydawała mi się dziwnie znajoma. Te oczy, ten głos pełen aksamitu. Ta sylwetką, którą kiedyś widziałem codziennie. Tygrysica niezauważalnie uśmiechnęła się.
- A co? Jestem Ci znajoma, Feratu? Nie pamiętasz mnie? Przecież to ja ci dawałam uśmiech w trudnych chwilach, to ja śmiałam się z Tobą podczas Twoich żartów. To ja wylewałam potoki łez z tęsknoty za Tobą podczas, gdy ty byłeś daleko... Nadal mnie nie pamiętasz? - spytała jakby ze smutkiem, ale jednak delikatny uśmiech nie schodził jej z twarzy. Nastała niezręczna cisza, którą przerwała tygrysica głośno wzdychając. - No dobrze. Powiem jeżeli na tym tak bardzo Ci zależy. - westchnęła po raz drugi, nabrała powietrza w płuca i wypuściła dwutlenek węgla ze świstem ze swojego organizmu. - Moje imię jest Ci zapewne świetnie znane z przeszłości. Z przeszłości, którą zostawiłeś za sobą i szedłeś w przyszłość. Moje imię brzmi Arsinoe. - powiedziała odsłaniając beżowy kaptur ze swojej twarzy i ukazując dwoje złotych oczu patrzących na mnie ze smutkiem, z których raz po raz ciekła krystalicznie czysta łza. - I co? Nadal mnie nie pamiętasz?
~*~
Obudziłem się zlany potem. Arsinoe żyła, ale i tak nie wiem gdzie jest. Z tej złości, że nie mogę do nie pójść, powiedzieć jej wszystkiego co chciałem jej kiedykolwiek powiedzieć wydarłem się na całą jaskinię medyczną. Mój krzyk usłyszała Xena, która przybiegła zziajana. Popatrzyłem na nią wzrokiem, który nie wyrażał... nic. Za to jej oczy wyrażały troskę i strach. Najwidoczniej bała się o Ciebie Feratu. Nie kojarzysz tego? Czy Twój mózg jest już na tak niskim poziomie inteligencji, że tego nie zauważasz? Być może tak. Nawet ja tego nie wiem.
- Co Cię tu sprowadza, Xeno?- spytałem siląc się na ton, podobny do głosu tygrysa, który przed chwilą wcale nie dowiedział się, że jego dawna miłość o złotych oczach żyje, ale niestety nie wie gdzie jest, więc nie może jej wyznać tego wszystkiego co chciał jej wyznać w przeszłości i obwinia się o to wszystko, o to, że nic nie idzie po jego myśli i chce się zabić, ponieważ nie widzi sensu życia... Tak właściwie - Po co rano wstajemy, myjemy się, idziemy do pracy, szkoły? Po co w ogóle stajemy z łóżka przecież i tak do niego wrócimy... Dobra, tu już nie dramatyzuj, ponieważ i ja i ty wiemy, że tak na prawdę masz cel w zasięgu ręki i wcale nie chcesz się zabić tylko po prostu robisz taki teatrzyk.
- Ja chciałam się upewnić, że wszystko jest z Tobą w porządku i się dowiedzieć co Ci doskwiera... - zaczęła, a ja uniosłem brew. - Och, no dobra. Chciałam Cię zobaczyć i upewnić się, że w ogóle żyjesz. - dodała z przegraną w głosie spuszczając w dół swój śnieżnobiały łeb.
<Xena? Sorki, że tak późno :( >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz