Przywódca stada okazała się tygrysica Anaksunamun. Imię było dosyć dziwne jak dla mnie, ale to nie o tym była mowa. Rozmawiałyśmy o moim dołączeniu do stada, co jest w sumie oczywiste. Alfa okazała się bardzo miłą i otwarta osobą, więc przypadła mi do gustu. Na początku musiałam jej wytłumaczyć skąd jestem, jak się nazywam i jak się tutaj dostałam. Po załatwieniu wszelkich formalności wyszłam z jaskini, a promienie słońca mnie nieco oślepiły. Pomachałam łbem, po czym się rozejrzałam. Już jako prawdziwa członkini tego stada mogłam obejrzeć tereny i poznawać innych. Chociaż to drugie o wiele mniej mnie interesowało. Zobaczyłam na drzewie śpiącego Noah'a. Jego ogon zwisał bezwładnie z drzewa, jak i łapa. Głowę miał skierowaną w przeciwną do słońca, dzięki czemu go nie raziło. Wskoczyłam jednym susem na drzewo i wylądowałam na drugiej gałęzi.
- Noah - zaczęłam go szturchać, aż w końcu się obudził. Po tej czynności zeskoczyłam z drzewa i spojrzałam na niego. Ziewnął przeciągle, po czym się rozciągnął, robiąc przy tym koci grzbiet, a potem wyginając tyłek do góry, a przednie partie działa do dołu. Zeskoczył z drzewa.
- I jak poszło? - zapytał to takim tonem, jakby go to w sumie nie obchodziło. Ale zignorowałam to.
- Normalnie - powiedziałam obojętnie. - Oprowadzisz mnie po terenach, czy pokażesz gdzie mogę znaleźć kogoś innego? - zapytałam siadając na ziemi.
Noah chwilę się nie odzywał, jakby zastanawiał się nad propozycjami. Sądziłam, że lepiej mu będzie, jeśli znajdę kogoś innego, a on sam się w końcu wyśpi.
<Noah?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz