sobota, 20 sierpnia 2016

Od Armor King'a CD Auorory

Wieczorem wybrałem się do siostry, na całe szczęście była w swojej jaskini. Wchodząc tam uśmiechnąłem się, z jednej strony dobrze znowu ją widzieć, wiedzieć że nic jej nie jest. Odkąd dołączyliśmy tutaj nie muśmy się już tak pilnować i o siebie troszczyć. Przyniosłem jej parę winogron i podałem .
-No cześć, mam nadzieje że skosztujesz, ze mną z głodu nie umrzesz.
Zaśmiałem się, ona wstała i mruknęła machając ogonem:
-Witaj braciszku, tak wiem już że trudno jest tutaj znaleźć jedzenie dla mnie. A i dzięki. Teraz Twoja kolej, leć coś sobie upoluj na kolacje. Ja zaraz idę spać, w końcu za dwie godziny trzeba wstać. Praca to praca.
Odszedłem nie żegnając się, miała racje dopóki słońce nie zaszło powinienem znaleźć jakąś kolacje. Mimo to iż dziwnie to brzmi to ma sens. Jednak mój żołądek podpowiadał mi że najpierw trzeba będzie się czegoś napić. Po treningu byłem z lekka zmęczony , a jeszcze nic nie piłem. Dobiegłem dość szybko do strumienia i wziąłem wielki łyk wody po czym westchnąłem sobie głośno. Nie czułem w pobliżu żadnego tygrysa więc mogłem zacząć polować. Teraz zostało wytropić zwierze i na nie zapolować co powinno być dziecinnie łatwe. Po kilku minutach szukania jakiegokolwiek zapachu, natknąłem się na wyraźny trop. Był to potężny samiec łosia, dużo mięśni, mięsa a mało mózgu. Nie będzie z nim dużo problemów, jedynie co może mi zrobić to mnie zabić. Ale ja ubije go pierwszy, jego poroże jest sporawe , jednak ja lubię gryźć takie kostki. Powoli zbliżałem się do moje kolacji , skradając się cicho spoglądałem na łosia który ze spokojem jadł trawę. Nagle poczułem zapach jakiegoś tygrysa, pewnie ktoś przechodzi, a niech tylko spróbuje mi spłoszyć zdobycz, nie będę zadowolony i miły. Szykowałem się do skoku, zwierze miało marne szanse. Ten moment, ta chwila ....odbiłem się od ziemi wynurzając się błyskawicznie z krzaków , ten skok na łosia udał by mi się gdyby ktoś na mnie nie wpadł. Nie tylko ja chciałem upolować owego zwierzaka, nie tylko ja miałem na niego nosa. Ja i drugi napastnik po prostu na siebie wpadliśmy, łoś uciekł a my leżeliśmy na ziemi. Z lekka poharatani. Ja miałem wbite pazury w jej łapę a ona zęby w mój ogon. Warknąłem na nią i odskoczyłem od razu , tak była to jakaś samica. Trochę niższa od mojej siostry i podobna z lekka. Ale wcale nie aż tak bardzo. Nie wiedziałem jak jej pogratulować że właśnie spłoszyła mi kolacje. Miałem z lekka zdarty ogon, a z jej łapy ciekła krew. Teraz wahałem się czy chamsko odejść z nerwami ,,na ogonie'' , na warczeć na nią czy przeprosić. Jednak ona mnie w tym wszystkim wyprzedziła:
-P-przepraszam. Nie wiedziałam że ktoś też poluje na tego łosia. Naprawdę nie chciałam, wiem że to moja wina.
Takiej reakcji z jej strony jakoś się nie spodziewałem, myślałem że na mnie nawrzeszczy ale przyznała się do winy. Dziwne jest to że nie wyczuła mojego zapachu, a ja jej tak. Mruknąłem nie chcąc się odzywać, jednak z grzeczności musiałem coś dodać:
-Tia, można powiedzieć że nic się nie stało. Po za tym że prawie upolowałem Ciebie, a Ty mnie.
Po jej minie wywnioskowałem że nie wiedziała czy ma się śmiać czy płakać. Bo jakby tak spojrzeć z jednej strony było to dość zabawne. Niestety nagle samica usiadła, bo nie mogła ustać na łapie w którą ją zraniłem. Musiałem zapytać:
-Wszystko dobrze? Może Ci w czymś pomóc?
Wiem że wspólne polowanie naprawiło by szkody i takie tam. Ale najpierw to trzeba naprawić jej stan. Bo z tego co wiem to wbiłem dość głęboko te swoje pazury. A ona prawie odgryzła mi ogon .
Ale mnie to tak nie boli jak ją...

<Aurora?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz