niedziela, 11 września 2016

Od Kayuna CD Dakoty

Obejrzałem się jeszcze przez ramię, ale stojącej u progu swojej jaskini Dakoty już nie było. Potem przeniosłem powoli swój wzrok ponownie przed siebie i po upływie nie długiego czasu dotarłem do swego mieszkania.
Będąc na miejscu wskoczyłem na niewysoką półkę skalną, która była odpowiednich rozmiarów do wygodnego ułożenia się na niej, po czym przyjąłem jedną z najwygodniejszych dla mnie pozycji. Jako zwiniętego w ciasny kłębek tygrysa, co chwilę pomrukującego cicho niewątpliwie można było mnie wziąć za przerośniętego domowego kota.
Po krótkiej chwili odpłynąłem myślami do innego świata – świata fantazji.
~*~
Obudziłem się. Ale nie było to miłe, delikatne przebudzenie wywołane pierwszymi wpadającymi do mojej jaskini promieniami słońca, lecz gwałtowne i brutalne. Kilka razy mrugnąłem dla wyostrzenia wzroku i syknąłem cicho, wyrażając tym odgłosem wyraźne oburzenie. Skrzywiłem się lekko i podniosłem łeb do góry. Mojej uwadze nie umknęło to, że leżałem na ziemi w swojej grocie, tuż obok półki skalnej pełniącej roli mego łoża. Wszystko wskazywało na to, że podczas snu spadłem z półki skalnej.
Rozejrzałem się dookoła, po czym podciągnąłem do pozycji siedzącej. Następną czynnością, jaką to wykonałem było leniwe przeciągnięcie się, wywalając przy tym zad w górę. Po porannym przebudzeniu wytruchtałem z jaskini, i powędrowałem gdzieś zdając się wyłącznie na wolę swych łap.
Mijając łąkę zakochanych doznałem nagłego olśnienia i natychmiastowo skierowałem się w stronę rzeki granicznej. Przy jej brzegu nazbierałem nieco pięknych, różnokolorowych kwiatów, a następnie wpadłem do dżungli i chyba całą ogołociłem z przeróżnego gatunku, tropikalnych kwiatów.
Następnie skierowałem się biegiem w kierunku mieszkania Daki, a że był wczesny ranek, to miałem nadzieję, że owa tygrysica będzie jeszcze spać.
Ostrożnie zajrzałem w głąb jaskini Dakoty, a po upewnieniu się, że samica śpi pośpiesznie zabrałem się do roboty. Wkrótce krytycznym okiem przyglądałem się swojemu dziełu, i miałem nadzieję, że zgrabnie ułożone uzbieranymi wcześniej kwiatami kontury ogromnego serca spodobają się choćby odrobinę tygrysicy, która to skradła moje serce.
Usiadłem tuż obok wyjścia z mieszkania Dakoty, oczekując jej pojawienia się. I długo czekać nie musiałem, gdyż wymieniona powyżej osobniczka wkrótce stanęła u progu jaskini, opierając się bokiem o jej ścianę. Przez chwilę jeszcze nie dostrzegała mojego dzieła ani mnie, gdyż znalazłszy się w wejściu do groty pierwszym co zrobiła było przeciągłe ziewnięcie, mrużąc przy tym oczy. Następnie jej zdziwione spojrzenie zatrzymało się na wielkim, kwiecistym sercu. Chwilę tak w zdumieniu wlepiała swój wzrok w mój akt miłosny, aż w końcu zaczęła mnie odszukiwać wzrokiem, a po chwili nasze spojrzenia się spotkały na kilka cudownych chwil.
- No, ten... Cześć. – przywitałem się niezręcznie patrząc w oczy Daki, ale po chwili moje spojrzenie uciekło gdzieś w bok.
- Kay, to ty to zrobiłeś? – zapytała unosząc jedną brew i patrząc na mnie jakby z niedowierzaniem. W odpowiedzi przygryzłem dolną wargę i niepewnie pokiwałem łbem. Tygrysica rzuciła się na mnie, zamykając w niedźwiedzim uścisku.
- Yh, Daka, udusisz mnie. – wykrztusiłem żartobliwie, a samica zwolniła uścisk i spojrzała mi w oczy.
- Kay, słuchaj... – zaczęła, lecz nie dokończyła bo przerwałem jej:
- Dakoto, to ty mnie posłuchaj – Spojrzałem poważnie, ale i troskliwie na Dakotę. – Powinienem ci zdradzić już jakiś czas temu, to, co do ciebie czuję. Dako, kocham cię. Widok ciebie przyprawia moje serce o szybszy rytm. Dlatego chcę ci zadać pytanie, na które chcę znać odpowiedź. – Przerwałem i westchnąłem głęboko. – Czy uczynisz mnie najszczęśliwszym samcem wśród całej galaktyki i zostaniesz moją partnerką?

<Daka? :3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz