Tego pięknego dnia postanowiłem iść na mały dżoging. Biegłem spokojnie przez tereny Stada Tygrysiego Pazura. Piękna pogoda zaczęła dawać się we znaki. Zaczęło mi być gorąco i odczułem chęć napicia się krystalicznie czystej wody. Szukałem, więc źródła. Po kilku minutach usłyszałem szum strumyka, więc szedłem za hałasem. W końcu doszedłem do wody, nachyliłem się. Mój różowy język dotykał nieco chłodnej, ale przyjemnej wody. Od razu zrobiło się lepiej. Teraz wystarczyło tylko pójść coś upolować. Aż tu nagle przed sobą ujrzałem białą tygrysice o przepięknych niebieskich oczach. Postanowiłem podejść do samicy, jednak ta chyba się wystraszyła i uciekła. Cóż jeszcze nie każdy mnie zna i czasem uważają mnie za wroga lub kogoś obcego ze złymi zamiarami. Postanowiłem, więc dalej biegać nie zaprzątając siebie dalej głowy tą tygrysicą. I tak dzień minął mi na aktywnym spędzaniu czasu, polowaniu i odkrywaniem ciekawych miejsc na terenie stada. Słońce już powoli chowało się za górami, a niebo oblewała teraz szkarłatna barwa. Szczyt Mount Everest wyglądał bardzo imponująco. Aż dech mi odebrało. Pierwszy raz od długiego czasu widzę tak piękne zjawisko. Stałem tak do czasu kiedy słońce zupełnie zaszło, a ziemie spowiła ciemność. Stałem w miejscu jeszcze przez kilka minut, ale tym razem unosiłem głowę by móc spostrzec niebo, które wyglądało jak granatowy materiał, na który ktoś przykleił srebrne cekiny. Rozejrzałem się dookoła. Teraz tereny Stada Tygrysiego Pazura wyglądały znacznie inaczej niż za dnia. Las okryty był peleryną ciemności, drzewa wyglądały inaczej w świetle księżyca, a leśna polana otoczona była białą mgłą. Pomimo tego nadal uważałem to miejsce za najpiękniejsze na świecie. Nagle usłyszałem w krzakach szelest, natychmiast odwróciłem się w tamtą stronę i zza krzaków wyskoczyła ta sama tygrysica, którą widziałem rano. Samica stanęła na przeciwko mnie z groźnym wyrazem pyka. Jej biała sierść pokryta czarnymi pasami była najeżona. Samica przez pewien czas stała w pozycji bojowej, a jej wzrok wyraźnie mówił "Nie podchodź, bo zaatakuje". Ja tylko pokręciłem głową i teatralnie przewróciłem oczami. Na widok moich czynności samica przestała warczeć i obnażać kły, ale sierść nadal miała najeżoną.
- Spokojnie - rzekłem pogodnym tonem - Jestem przyjacielem. Pochodzę ze Stada Tygrysiego Pazura.
Tygrysica słysząc moje słowa wyprostowała się, a jej świecące w ciemności oczy wyglądały bardzo przyjaźnie.
- Wybacz mi to powitanie. Po prostu nie znałam cię i musiałam, że jesteś wrogiem... Zresztą nieważne. Jestem Abigail. - powiedziała i wyciągnęła do mnie prawą łapę, którą uścisnąłem.
- Ja jestem Ezreal. Chodź, przejdziemy się. - powiedziałem z ciepłym uśmiechem na pysku. Abi na początku stała w bez ruchu i zastanawiała się czy może mi zaufać. Przynajmniej tak sądzę.
<Abigail?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz